Ukraina musi sama zdecydować w którą stronę chce iść i powinna to zrobić drogą demokratyczną

przez | 1 grudnia 2013

Dajmy sobie na wstrzymanie… chciałoby się powiedzieć, kiedy widzę tą nadętą atmosferę katastrofy geopolitycznej z powodu rezygnacji Ukrainy ze zbliżeniem z UE. Pod pozorami troski o Ukrainę,  część polityków z trudem skrywa polityczną hipokryzję i prezentuje banalne polityczne schematy jakimi patrzymy na Europę Wschodnią.

Ukraina musi samodzielnie dojrzeć do decyzji którą drogą chce podążać. Jeżeli Ukraina miałaby wejść kiedyś do UE, to tylko i wyłącznie przy aprobacie przynajmniej większości społeczeństwa. Chodzi tu nie tylko o potwierdzenie tego w sondażach, ale przede wszystkim w politycznych wyborach. Na dodatek ta większość musi być trwała. Dlaczego? Bo każde społeczeństwo dążące do UE musi wiedzieć co to oznacza. UE to nie tylko szkatuła z pieniędzmi dla potrzebujących, ale ogromne wymagania. Przejście każdego kolejnego kroku w kierunku zbliżenia z UE uwarunkowane jest spełnieniem szeregu standardów. Część z tych standardów bywa bolesna dla społeczeństwa. Trzeba stworzyć otwartą silną gospodarkę, ograniczyć subsydiowanie niektórych branż lub pogodzić z ich upadkiem. Trzeba stworzyć demokrację z wolnymi i niezależnymi mediami. Każdy kraj zmierzający do UE musi uporządkować i poddać kontroli finanse publiczne i działanie administracji publicznej. Każdy krok w kierunku UE, to otwarcie własnego rynku na konkurencję zagraniczną.

Czy zbliżenie z UE (aż do wstąpienia) to jakiś nadzwyczajny wysiłek? To zależy z której strony się patrzy i w jakiej perspektywie. Tak naprawdę każdy kraj, który chce być krajem z silną konkurencyjną  gospodarką wolnorynkową, z silnie zakorzenioną demokracją i tak musi przerobić wskazane wyżej lekcje. My rozpoczęliśmy tą drogę ponad dwadzieścia lat temu i większość wysiłku mamy już za sobą. Teraz możemy powiedzieć, że warto było. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu.

Sposób przeprowadzania negocjacji przez stronę ukraińską budzi rozczarowanie. Nie potrafię powiedzieć, czy UE była tu celem czy środkiem w polityce zagranicznej Ukrainy. Musimy uszanować fakt, że Ukraina to kraj niepodległy i prowadzi politykę zagraniczną według własnych potrzeb i interesu. Nie widzę potrzeby umartwiania się z powodu polityki prowadzonej przez Rosjan. W ich interesie jest by Ukraina za szybko, lub wcale, do UE nie weszła. Jednak przeciwny jestem twierdzeniu, że Ukraina padła ofiarą Rosjan. Nie. Ukraina, jeśli już, to padła ofiarą własnej polityki, w tym gospodarczej, ostatnich lat. Rosjanie mogą to tylko wykorzystywać. Ponadto nie wiem, czy w ogóle wolno nam patrzeć na Ukrainę jak na czyjąś ofiarę. Nasze schematy oceny co jest dobre  a co złe, mogą mocno do Ukrainy nie przystawać. Z punktu widzenia Ukrainy, obecne rozwiązanie może być całkiem racjonalne.

Duży błąd jaki popełniamy w ocenie Ukrainy, to upieranie się że władze tego kraju są niereprezentatywne. Już raz pomyłkę popełniliśmy przy okazji tzw. pomarańczowej rewolucji. Nasi politycy wiedzieli co jest dla Ukrainy lepsze. Niedługo później okazało się, że polskie spojrzenie nie ma poparcia większości Ukraińców. Nie ma się też co łudzić, że tłumy protestujących obecnie na Ukrainie reprezentują całe społeczeństwo. To nie jest przypadek, że polityka silnie pro-zachodnia (z całymi tego konsekwencjami) nie ma poparcia większości społeczeństwa. Gdyby tak było, nie byłoby problemu prezydenta Janukowycza  i jego ostatnich „negocjacji”.

Tak dochodzimy do polskiej polityki zagranicznej wobec krajów kiedyś zależnych od ZSRR. W Polsce panuje przekonanie, ze mamy jakieś wyjątkowe prawo kreować się na przywódcę tego regionu i lidera wskazującego kierunek zmian. Na dodatek w polityce wschodniej kładziemy silny nacisk na walkę o zmniejszanie wpływów Rosji. To próba ożywienia polityki zagranicznej sprzed kilkudziesięciu lat czy nawet sprzed kilkuset (słynna polityka jagiellońska). Upór z jakim formacje prawicowe (w tym bracia Kaczyńscy) formułują taką politykę jest tak skuteczny, że Donald Tusk z konieczności przybiera pozę podobną z obawy o posądzenie o tchórzostwo w polityce zagranicznej. Niestety ta polityka przeprowadzana jest w banalny i schematyczny sposób, co odbija się na jej skuteczności.

Warto zauważyć, że państwa Europy Środkowo-Wschodniej naszego przywództwa ani pośrednictwa zaakceptować nie zamierzają. Te które w UE już są, są w swojej polityce samodzielne  współdziałają z Polska jedynie wtedy kiedy im się to opłaca. Niektóre, jak Litwa, pokazują że nie są ubogim krewnym. W dzisiejszej Europie cele polityczne i konstelacje krajów rozwijają się w oparciu o nowe projekty i idee, które  nie mają nic lub wiele wspólnego z okresem międzywojennym lub dawniejszym. Nasi politycy (głównie prawicowi) funkcjonują w jakimś świecie odwiecznej walki z Rosją, traktując kraje naszego regionu jak pionki w grze z Rosjanami. Warto przypomnieć, że już raz mieszaliśmy się w wewnętrzne sprawy Ukrainy (pomarańczowa rewolucja) i Gruzji. Obecnie rządzą w tych krajach politycy, którzy odebrali dawnym polskim sprzymierzeńcom władzę.

Mamy skłonność do dość archaicznego i pseudo-romantycznego interwencjonizmu politycznego. Nie potrafimy się odnaleźć w obecnej polityce europejskiej i przy każdym zamieszaniu u sąsiadów Rosjan, natychmiast lecą tam nasi politycy. Jak wspomniałem, na Ukrainie już raz doznaliśmy porażki, a teraz doznajemy kolejnej (odrzucenie współpracy z UE). W przypadku Gruzji do dzisiaj mam wątpliwości kto kogo wykorzystywał. Czy my Gruzję przeciwko Rosji, czy Gruzja nas. Nasz prezydent dał się wywieźć na nocną wycieczkę z kompromitującym finałem.

Obecne wyjazdy polskich polityków na Ukrainę dla wsparcie manifestantów, to moim zdaniem ingerencja w wewnętrzne sprawy tego kraju. Powinniśmy oferować wsparcie polityczne w integracji z UE i apelować o demokrację i wolność słowa na Ukrainie. Wspieranie przewrotu politycznego nie może być naszym celem. Tego nam robić nie wolno. Ukraińcy muszą drogą demokratyczną wykreować taką większość polityczną, które poprowadzi ich do UE, jeżeli będą tego chcieli. Po prostu dlatego, że zmiana kierunku na pro-zachodni nie może być wynikiem chwilowych emocji, a świadomego wyboru i dążenia przynajmniej większości obywateli. Ingerencja polskich polityków i wsparcie dla manifestantów może wywołać krytykę, że manifestanci dają się manipulować innym krajom, które mają interes w wywołaniu zamieszek i osłabianiu leganie wybranej władzy.

Wątpliwości budzi używanie instytucji UE jako instrumentu w walce o przeciągniecie Ukrainy na „naszą” stronę. Najbardziej rozbawił mnie J.Kaczyński i politycy PiS. PiS chce zbliżyć (ba, wciągnąć!) Ukrainę do UE, sam w polityce krajowej zaś od UE się dystansuje. Nie wiem czy śmiać się czy płakać nad cynizmem tego polityka.

Padał zarzut ze strony PiS, że UE za mało zaoferowała. Wejście do UE to nie kwestia handlu a dążenia danego narodu do osiągniecia pewnych standardów. UE oferuje na poszczególnych etapach współpracy konkretne korzyści. Od finansowego wsparcia po otwarcie rynku. My tą drogę przechodziliśmy i jesteśmy potwierdzeniem, że warto było.

Poza tym do kogo PiS kieruje apel o pieniądze? Do najsilniejszych państw UE, których PiS i jej lider tak nie lubi? J.Kaczyński ma się za wielkiego politycznego gracza, ale wizja polityki środkowo-europejskiej jest archaiczna a postrzeganie UE jest pełne sprzeczności, niekonsekwencji i krótkowzroczności. To nie polityka a cwaniactwo podwórkowe.

Z punktu widzenia funkcjonowania UE nie ma sensu wciągania na siłę krajów, których społeczeństwa nie są gotowe na to, a UE postrzegają jedynie poprzez banalną wizję funduszy unijnych. Po ostatnim kryzysie, UE odebrała srogą lekcję (np. Grecja). Przyjmowanie do swojego grona (mowa o UE) krajów nieprzygotowanych lub nie akceptujących panujących w UE reguł, grozi dezintegracja polityczną i finansowymi problemami. Mamienie Ukraińców Unią Europejską jako obszarem darmowych i łatwych pieniędzy, to także wyrządzanie krzywdy samym Ukraińcom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.