Kultura obowiązuje również profesora. „Smarkaczy” trzeba teraz przeprosić.

przez | 27 stycznia 2014

Sądowe starcie prof. Ryszarda Legutki i licealistów z Wrocławia to jak starcie wydawałoby się słusznej tradycji i odwiecznych zasad, ze źle rozumianą nowoczesnością reprezentowaną przez krnąbrną młodzież. Ot, spór smarkaczy, którym się wydaje że mają już (świato)poglądy z rozsądnym i mądrym światem dorosłych. Nic z tych rzeczy. Profesor słusznie przegrał, ośmieszając przy tym nie dość że sprawę której bronił (zawieszenie krzyża), ale i słuszną rzekomo tradycję do oceny młodych ludzi przez starszych. Przegrały nie tyle poglądy profesora, co polityczny populizm i cynizm, który motywował go do medialnej interwencji. To jedna z takich klęsk na własne życzenie.

Przypomnijmy. Pod koniec 2009 grupa licealistów z Wrocławia wystosowała petycję do władz szkoły  o usunięcie symboli religijnych ze szkoły i by szkoła nie faworyzowała jednego z symboli religijnych (chodziło o krzyż). Sprawa dość szybko stała się głośnia w mediach. Profesor Legutko potraktował młodzież ostro:

Rozpuszczeni smarkacze czują się kompletnie bezkarni. To jest typowa szczeniacka zadyma” oraz “To nic innego jak robienie chytrej, cynicznej, ideologicznej zadymy przez troje rozwydrzonych i rozpuszczonych przez rodziców smarkaczy. Nie może być tak, że ustawiają szkołę” (cytaty za Wyborcza.pl).

Oberwało się młodzieży i rodzicom za złe jej wychowanie. Wydawałoby się, że nie ma sprawy. Starszy mężczyzna, jak to u nas, ostro wygarnął tzw. smarkaczom, będąc przy tym pewny, że to on wypowiada tu ostatnie słowo. Ale pech profesora polegał na tym, że młodzi ludzie nie chcieli się zgodzić na publiczne upokarzanie i sprawa trafiła do sądu. Profesor bronił się zaciekle i ostatecznie sprawa trafiła przed Sąd Najwyższy. Nie  pomogło. Przegrana to przegrana. I dobrze, bo R.Legutko na nią zasłużył i sam sprowokował. Przy tej okazji SN wytknął kilka błędów jakie R.Legutko i reprezentujący go prawnik popełnili. Chodzi zarówno o postawę profesora (reakcja na postulat młodzieży) jak i przyjętą linię obrony.

Uważam, ze postulat dawnych wrocławskich licealistów był zasadny. Budynki publiczne powinni być wolne od symboli religijnych. Czy ci młodzi ludzie robili to z przekonania czy dla hecy, nie ma to znaczenia. Zresztą jakie ja mam prawo odmawiać młodym ludziom reagowanie w imię własnych przekonań.

R.Leguto jak i znaczna część katolików robią poważny błąd w kwestii obrony krzyża. Otóż o czyjejś wierności katolickim zasadom nie świadczy krzyż na ścianie, ale postępowanie katolików w życiu codziennym. To jak na sali sejmowej. Krzyż jest, ale zachowaniem pobratymcy polityczni prof. Legutki urągają wszelkim zasadom. Bywają kłamstwa, a manipulacja (co moim zdaniem też jest kłamstwem) i prostackie zachowanie posłanek i posłów z PiSu jest niemal na porządku dziennym. Ponadto krzyżem na ścianie trudno przekonać kogoś do wiary. Niestety ludzie tacy jak prof. Legutko, wolą wieszać krzyże niż popracować nad swoim postępowaniem.

Nie ma co ukrywać, że R.Legutko zareagował politycznie, zgodnie ze stylem panującym w środowisku w którym się obraca. Szkoda, bo to w końcu profesor i chciałoby się zobaczyć więcej samodzielności w jego postępowanie, a nie tylko naśladowanie medialnego stylu polityków PiSu w ich walce o wiarę i tradycję.

Zamiast merytorycznego sporu z młodzieżą, R.Legutko od razu posunął się do ubliżania, nie oszczędzając przy tym ich rodziców. To tym bardziej przykre, że prof. Legutko reprezentuje świat nauki, który młodzież z jej kwestionowaniem wzorców i schematów, powinien wyjątkowo hołubić i szanować. Błędem (jednym z wielu) jaki R.Legutko popełnił, było pominięcie dyskusji i argumentacji z natychmiastowym przejściem do ubliżania i publicznego upokarzania. Niepotrzebnie profesor, rzekomo chroniący tradycyjne wartości, publicznie upokarzał rodziców tych młodych ludzi.

W sporze, który znalazł finał w sądzie, nie chodziło o spór światopoglądowy, ale o traktowanie w dyskusji środowisk/osób  o innych poglądach. O kulturę dyskusji. Tu R.Legutko poniósł porażkę i w obronie tejże kultury stanęli młodzi ludzie oraz sąd. To stale warto podkreślać. Sąd nie orzekał czy krzyż na w szkole wisieć czy nie. Sąd odniósł się do kultury dyskusji, bo dawny minister edukacji zachował się nagannie.

Dość niesmacznie wyglądała linia obrony R.Legutki. Obrońca (jak rozumiem w porozumieniu z profesorem i za jego akceptacją), starał się ocenę Legutki podciągnąć pod publiczne spory, co miało rzekomo zezwalać na ostrość sądów profesora wypowiadanych publicznie. Nie dość że to prawna manipulacja w obliczu porażki, to jeszcze oparta na pokutującym  w mediach przekonaniu że wszystkie chwyty są dozwolone. Chyba lepiej było od razy tych młodych ludzi przeprosić niż brnąć w karkołomne wnioski i manipulacje, które profesorowi po prostu nie przystoją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.