Doprawdy nie rozumiem, dlaczego co chwilę ktoś ma pretensje do UE o zbyt pasywną postawę w sprawie UE. Ten czy ów protestujący na Ukrainie zarzuca UE, że mogła zapobiec rozlewowi krwi. W Polsce chyba każdy polityk uważa, że UE mogła zrobić więcej. A już środowiska prawicowe biją tu rekordy.
Gdyby tak zebrać te wypowiedzi, to wyłania się obraz Unii, która ma zrobić przemiany za innych, wziąć na siebie wszelkie ryzyka polityczne i na każdym kroku rozdawać pieniądze. Hola, hola.
Stawianie pytanie, czy UE mogła zapobiec rozlewowi krwi i śmierci niemal 100 ludzi trochę nie ma sensu. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, że na Ukrainie tak po prostu grupa milicjantów bez skrupułów będzie strzelać do ludzi dając się przy tym filmować. Decydenci, nawet bez uprzednich sankcji UE wiedzieli, co im grozi. Po prostu nie robiło to na nich większego wrażenia.
Chyba warto przypomnieć, w kontekście Ukrainy, czym UE jest. UE przyjmuje do swojego grona państwa, a nie wciąga na siłę. By wejść do UE, trzeba zbudować gospodarkę wolnorynkową, zbudować demokrację i zadbać o wolność słowa i mediów. Niemniej najważniejszym bodaj warunkiem jest zgoda większości obywateli i świadomość wybranej drogi. Oraz… co warto podkreślić, Unia nie wciąga na siłę i nie kusi pieniędzmi krajów w ramach politycznych rozgrywek z krajami trzecimi. W tym przypadku Rosją.
Sądzę też, że ostrożność polityków UE wobec luzowania warunków akcesyjnych dla nowych członków bierze się m.in. z doświadczeń z Grecją.
My chyba zapominamy, że Majdan to nie całe społeczeństwo ukraińskie. Teraz na fali uniesienia emocjonalnego i zmiany władz można obiecywać i deklarować co się chce. Ukraińcy by wejść do UE muszę zbudować trwałą (i na wiele lat) większość polityczną dla przeprowadzenia niezbędnych reform. Wciąganie na siłę Ukraińców w strefę wpływów politycznych i gospodarczych UE, może tych ludzi skrzywdzić. W końcu do Ukraińców dotrze, że stworzenie wolnorynkowej gospodarki i demokracji bywa społecznie bolesne. Chyba nie jest przypadkiem, że przez tyle lat nie wykreowała się silna i trwała większość polityczna i społeczna na Ukrainie dla podjęcia wysiłku zbliżenia się do UE.
Nie ma co ukrywać, że nasza postawa wobec kryzysu na Ukrainie nie jest bynajmniej krystaliczna. Traktujemy Ukrainę, w tym szczególnie nasze prawica, jako argument w wielkim sporze z Rosją. Siłujemy się, kto przeciągnie Ukrainę na swoją stronę. Politycy i publicyści prawicowi są przy tym niezwykle zabawni i niedojrzali. Na co dzień nie lubią UE i są przeciwni jakiejkolwiek poważniejszej integracji. Ale kiedy my coś majstrujemy w polityce wschodniej, to Unia ma być silnym i jednolitym organizmem oraz dawać w ciemno pieniądze na każde żądanie Jarosława Kaczyńskiego.
Unia zrobiła co do niej należało. Przedstawiła ciekawą akcesyjną ofertę w ubiegłym roku. Niestety demokratycznie wybrany prezydent Ukrainy nie wykazał zainteresowania. Teraz Unii pozostaje tylko dyplomatyczny nacisk na władze Ukrainy i sankcje. Pozostaje pytanie o pomoc finansową dla Ukrainy, w tej chwili już tylko na przetrwanie. Jeżeli UE zdecyduje się na wsparcie finansowe, to tylko pod silnymi warunkami rozpoczęcia reform przez Ukrainę. Wątpię by miało sens licytowanie się z Rosjanami o względy Ukraińców. Ukraińcy sami, w kolejnych wyborach muszą podjąć decyzję z kim im po drodze.
Zrzucanie wszystkich win na Unię, to raczej przejaw politycznej niedojrzałości naszych polityków i niezrozumienia czym jest i powinna być UE. To sprowadzenie Ukrainy do roli narzędzia naszej odwiecznej, nacechowanej rusofobią, walki z Rosjanami by ich jak najbardziej osłabić. Najbardziej mnie bawi, gdy największe pretensje do UE o brak odpowiedniego zaangażowania w konflikcie ukraińskim, demonstrują politycy polscy znani z ostentacyjnego sceptycyzmu wobec UE.
Wątpię by UE dała się kiedykolwiek sprowadzić do roli maczugi w dość archaicznej polskiej polityce wschodniej.