Kto zmienił zdanie w polityce zagranicznej?

przez | 15 kwietnia 2014

W tle dyskusji o Ukrainie, pojawia się spór o to kto zmienił zdanie w polityce zagranicznej. M.in. dziennikarze prawicowi wskazują na zmianę tonu w przekazie PO i ostre postawienie przed wyborami na bezpieczeństwo. Mało kto odmawia premierowi szczerości w przekazie dotyczącym  bezpieczeństwa. Przy okazji jednak przypomina się, że wcześniej premier dość rzadko ten temat poruszał, co postrzega się teraz jako błąd premiera i lekceważenie zagrożeń. Jeżeli mamy już wskazywać, program której z dwóch największych partii okazał się porażką, to wypada niestety na PiS.

Zaletą PO i D.Tuska jest to, że w przeciwieństwie do PiS nie straszy niebezpieczeństwami. Po prostu kiedy one nadeszły, adekwatnie do napięcia sytuacji międzynarodowej PO zmieniła tonację. PO nigdy nie opierała swego wizerunku na zagrożeniach. PO nie mobilizowała też swoich zwolenników strachem przed bliższymi czy dalszymi sąsiadami. To że Rosja potrafi być nieobliczalna i uprawiać politykę siły w relacjach zagranicznych, nikt nigdy nie ukrywał, ale i tym nie epatował. PO w polityce zagranicznej wychodzi słusznie z założenia, że obowiązkiem rządu jest podejmowanie prób budowania pozytywnych relacji z innymi krajami. Korzysta zresztą z tego trochę PiS i jej lider. J.Kaczyński zdaje sobie sprawę, że trzeba podejmować wysiłek budowania pozytywnych relacji, stąd chętnie w drugiej linii macha szabelką na Rosję czy Niemcy, bo wie że pozytywną robotę za niego zrobi D.Tusk.

W sobotę na kongresie PO, Tusk słusznie przypomniał co się składa na naszą politykę zagraniczną, a w tym politykę bezpieczeństwo. W naszym interesie jest zintegrowana UE, a w niej Polska. Być może Putin UE się nie boi (chociaż nie byłbym tego taki pewny), ale jako alternatywę mamy Polskę w luźno zintegrowanej UE lub poza nią. Z taką Polską Putin liczył by się mniej niż obecnie. Nasze bezpieczeństwo, jak przypomniał premier, to kontynuowanie dotychczasowej drogi. Czyli silna gospodarka i integracja z UE, która powinna zmierzać do silniejszych związków.

Pomysł na politykę zagraniczną J.Kaczyńskiego został podważony, czy nawet ośmieszony, przez niego samego. Polityka samego straszenia dla straszenia Niemcami czy Rosją niczego nie daje poza mobilizowaniem wystraszonego elektoratu. J.Kaczyński nie przedstawił żadnego realnego pomysłu na bezpieczeństwo w rozumieniu budowania sojuszy. J.Kaczyński nakłaniając Ukraińców do jak największego zbliżenia z UE, tylko w ten sposób przyznał to, co od dawna mówię partie środka i lewicowe. Że UE to może nie ideał bezpieczeństwa, ale bezpieczeństwo bez porównania większe niż samotny byt czy tkwienie na peryferiach UE.

Ten ostatni postulat był dość popularny jeszcze w ubiegłym roku wśród polskiej prawicy. To J.Kaczyński musi publicznie przyznać, że źle oceniał rolę UE w kontekście naszego bezpieczeństwa. Źle też oceniał i ocenia perspektywy zacieśniania integracji UE. J.Kaczyński wymyślił sobie, ze UE to ma być luźny związek państw, gdzie każdy robi co chce. Integracja i wspólna polityka natomiast mają być wtedy i tylko w tych obszarach gdzie życzy sobie Kaczyński. Oczywiście J.Kaczyński życzy sobie integracji i wspólnej polityki zagranicznej UE pod warunkiem, że jest ona po myśli polityki „wschodniej” PiS. Taki pomysł to brak pomysłu i po prostu polityczny absurd. Niestety Lech Kaczyński poza takie postrzeganie UE również nie wychodził.

Słusznie też D.Tusk w sobotnim przemówieniu skrytykował fantazyjne i oderwane od rzeczywistości, prawicowe pomysły egzotycznych sojuszy i polityk wschodnich. Przykład obecnej polityki Węgier czy Bułgarii są tu aż nadto wymowne. Zresztą za fascynację Węgrami przyjdzie się pewnie jeszcze J.Kaczyńskiemu tłumaczyć. Na razie obowiązuje metodologia milczenia, czyli jak zwykle wtedy gdy J.Kaczyński nie wie co powiedzieć.

Żenująco wygląda teoria Kaczyńskiego budowania polityki zagranicznej na prawdzie. J.Kaczyński kreuje się na pryncypialnego polityka, który Rosjanom Katynia i katastrofy smoleńskiej nie odpuści. Widać jednak, ze w trakcie kryzysu ukraińskiego, PiS i lider tej partii tematu tzw. wołyńskiej rzezi nie traktuje jako priorytetowy. Inaczej, przyjmując katyńską miarę, PiS musiałby żądać przeprosin od Ukraińców lub odmówić im jakiegokolwiek wsparcia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.