Jestem po lekturze słynnego już wywiadu z Justyną Kowalczyk i nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Nie tym, że nagle twierdzi iż jest kimś innym niż się nam przedstawiała i że wprowadzała od 2 czy 3 lat świadomie ludzi w błąd. Sam fakt iż jest faktycznie fenomenalną sportsmenką, straciła dziecko i jest na skraju wyczerpania psychicznego, nie musi oznaczać, że wywiad trzeba przyjmować bezkrytycznie i na kolanach. Odnoszę wrażenie, iż trochę jesteśmy szantażowani w wywiadzie przeżyciami J.Kowalczyk by zniechęcić czytelników do chłodnej oceny.
Czy mamy szanować J.Kowalczyk za publicznie okazaną szczerość w wywiadzie? Moim zadaniem J.Kowalczyk jak na razie nie zdobyła się jeszcze na pełną szczerość, przede wszystkim wobec siebie samej. Wydaje się, ze w wywiadzie przysłoniła twarz maską, tylko inną i być może mniejszą od wcześniejszej.
Z wywiadu wynika, że J.Kowalczyk została fizycznie i psychicznie (depresja) wyczerpana przez jakieś zewnętrzne siły. Wg tłumaczeń J.Kowalczyk coś lub ktoś zmuszał ją do wysiłków. Jakaś tajemna siła pchała ją do startów i treningów. Jaka to siła? A różna. Poczucie odpowiedzialności za zespół, oczekiwania kibiców i generalnie ludzi którzy na nią liczyli. Niespójność widać przy opisie roli trenera. Raz J.Kowalczyk mówi, że trener chciał dalszych występów i rekordów, a w innym – że zaakceptował jej zakończenie kariery sportowej.
A może w rzeczywistości mamy do czynienia ze zdolną i niezwykle ambitną kobietą, które to cechy pozwoliły J.Kowalczyk zdobyć wyżyny sportowych osiągów w swojej dyscyplinie. Niestety te same cechy wyprowadziły sportsmenkę na skraj wyczerpania fizycznego i psychicznego. To już nie jest sport tylko zarzynanie organizmu. Nawet życie osobiste zostało podporządkowane sportowym wynikom. To była świadoma decyzja J.Kowalczyk. Nikogo innego. Sama J.Kowalczyk przedstawia siebie jako osobę niesioną przez wir wydarzeń wbrew jej woli.
Przez lata, i do ostatniej chwili przed wywiadem, J.Kowalczyk sama nakręcała wizerunek twardej i zadziornej góralki. Ten ostatni został chętnie podchwycony przez sprawozdawców sportowych. Nie trzeba chyba przypominać historii z pękniętą kością stopy. Jeszcze niedawno przed kamerami twierdziła że nie ma problemu, bo nie czuje bólu. Teraz zaś przyznaje że stopa chwilami potwornie bolała. Tłumaczenie wprowadzaniem w błąd opinii publicznej depresją, jest chyba zbyt proste.
Depresji nie kwestionuje. Skoro J.Kowalczyk tak twierdzi, to jestem gotów uwierzyć ze tak jest. Obawiam się jednak że depresja nie jest przyczyną a skutkiem ogromnych ambicji i woli walki sportsmenki która świadomie i systematycznie doprowadzała się do skraju wytrzymałości. Mimo to była dorosłym człowiekiem, który w każdej chwili mógł rzucić sport lub zwolnic tempo. Mnie idiotyczna rywalizacja z Marit Bjoergen i docinki dot. choroby rywalki nie imponowały.
Trudno mi też komentować informację o utraconym dziecku, ale nie sposób pozostawić to bez reakcji. Mogę tylko powiedzieć, że gdyby moja żona w „dość zaawansowanej” (jak to określiła w wywiadzie J.Kowalczyk) ciąży próbowała jechać na zgrupowanie sportowe, to skończyłoby się to ciężką awanturą ,zarzutem o lekkomyślność i staraniami o zaprzestanie wyczerpujących treningów i startów. Tymczasem J.Kowalczyk nie widzi u siebie żadnej winy, tylko deklaruje rozczarowanie reakcją jej fanów na Facebooku na informację o utracie dziecka. Nie ma czemu się dziwić. Fani J.Kowalczyk zareagowali tak jak zostali przez nią wychowani. Przecież to twarda kobita (góralka) miała być, u której emocje ograniczały się do woli walki i frajdy w pokonywaniu słabości.
Niepoważnym już jest tłumaczenie dotyczące odwlekania decyzji o zaprzestaniu uprawiania sportu, który niszczył naszą rekordzistkę. Zwracam na to uwagę, bo skoro sport J.Kowalczyk wykańcza, to nic prostszego jak go rzucić. Niestety i tu coś J.Kowalczyk powstrzymuje. To brak „normalnej, kuszącej propozycji”. To już pozostawię bez komentarza.
A już ręce mi opadły jak doczytałem jakie jest lekarstwo na depresję… Dalsze ciężkie treningi i starty. To jakieś błędne koło.