Opublikowanie przez RMF dokładniejszego odczytu rozmów w kokpicie Tupolewa z 10 kwietnia 2010 wywołało nowe spekulacje. Nowe stenogramy mają mieć 30% więcej zapisów (nie liczyłem,
ale czytałem) niż wersja znana nam wcześniej, ale tak naprawdę niewiele wnoszą nowego. Nowe zapisy jedynie potwierdzają znaną nam wcześniej wersję. Jedną z nowości jest silniejsze potwierdzenie obecności gen. Błasika w kokpicie.
Kolejna fala dyskusji spowodowała zapraszanie do stacji telewizyjnych komentatorów, ekspertów ds. lotnictwa itd. Ściągnięto do TV m.in. i Artura Wosztyla, pilota Jaka-40 który lądował w Smoleńsku niecałą godzinę przed prezydentem. A.Wosztyl nie jest niestety bohaterem w opowieści o wypadku. Nie wypiera się na szczęście swoich słów w rozmowie z załogą Tupolewa, gdzie względnie precyzyjnie poinformował o kiepskim warunkach i podał parametry, ale i – niestety – stwierdził, że załoga Tupolewa może spróbować „jak najbardziej”. Wersje stenogramów są dostępne i polecam zapoznać się z wypowiedziami A.Wosztyla. Generalnie lekkomyślność, lotnicza fantazja i brak poczucia że się uczestniczy w przemieszczaniu prezydenta, a nie kolesi na piknik samolotem wypożyczonym z aeroklubu. Nie chce obciążać winą A.Wosztyla za katastrofę Tupolewa, ani jej dzielić na osoby. Za Tupolewa i decyzje odpowiadał jego dowództwa i załoga. Proponuję każdemu, żeby zapoznał się z zapisami rozmów. Widać jak kapitan Tupolewa mozolnie buduje sobie obraz warunków atmosferycznych nad lotniskiem z wszelkich możliwych źródeł (w tym i od pilota Jaka-40). Obawiam się, że por. Wosztyl drugi raz na takie uwagi by sobie nie pozwolił.
Por. Wosztyl wiedział, że mimo iż posadził swoją maszynę w trudnych warunkach, bohaterem nie jest. Mało chlubne rozmowy z Tupolewem, powinny go skłonić do większej skromności, a już na pewno zaszycia się gdzieś w Polsce, jak najdalej od mediów. Por. Wosztyl nie wytrzymał i chcąc uciec od zarzutów pod swoim adresem zaczął się pokazywać w towarzystwie PISowskich ekspertów. Szybko zauważył, że przy panującej w PiS i na prawicy narracji smoleńskiej nie tyle uratuje twarz, co wręcz zapozuje na bohaterskiego polskiego lotnika. To była dla niego zbyt silna pokusa. Przeszedł więc na drugą stroną mocy, a przynajmniej mocno się na tamtą stronę przechylił. Spełnił też podstawowy warunek bycia po ciemnej stronie mocy: akceptow anie PiS głupstw i herezji (przynajmniej milczące) i przyjęcie stosowanej narracji w polemikach.
W rozmowie w TVN24 również oskarżał prokuratorów i biegłych o kopiowanie powypadkowych wniosków rosyjskiej komisji (słynny już MAK). Mówił , że nie było presji na załogę ze strony
Błasika, mimo iż na razie nikt nie twierdzi że Błasik wymuszał lądowanie. Już zupełną bzdurą było twierdzenie, że obecność Błasika w kokpicie to nawet nie pośrednia presja, bo facet był miły i sympatyczny. A w ogóle, to nie wiadomo czy Błasik w kokpicie stał i – jeśli już – co tam robił. Że publikowane stenogramy się różnią ( co jest nietrafionym zarzutem), bo nowa wersja (szersza) potwierdza znaną już wcześniej. Największe głupstwa padały na koniec. Na pytanie o to co było przyczyną wypadku, jaki błąd lub błędy, A.Wosztyl powiedział że nie wie. Że załoga nie była winna w jego opinii i przyczyna wypadku nie jest znana. Po tych słowach pozostaje mi tylko
nadzieją, że jeśli kiedyś polecę samolotem, to A.Wosztyl nie będzie go pilotował.
Kiedy tak słuchałem faceta, zastanawiałem się czy warto płacić taką cenę za wybielanie własnej osoby. Inaczej mówiąc, czy warto brać udział w manipulacji wnioskami , by na takim
nieprawdziwym tle wybielać własną osobę, a niechlubnym słowom z 10 kwietnia 2010 (mowa o rozmowie z załogą Tupolewa) nadać innych kontekst.