Pierwsze zagraniczne wyprawy prezydenta i mała konsternacja.

przez | 31 sierpnia 2015

Prezydent zaliczył już pierwsze zagraniczne wizyty i,  jak sądzę, jego zwolennicy powinni być mocno zaskoczeni. Ja ani nie głosowałem na A.Dudę, ani zaskoczony nie jestem. Było tak jak być mogło, i tyle. Niemniej porównanie wypowiedzi prezydenta z opiniami i zapowiedziami z okresu kampanii prezydenckiej i z linią macierzystej partii budzi uśmiech.

 

Miała być silniejsza pozycja Polski w UE, wejścia w skład krajów negocjujących ws konfliktu Rosja-Ukraina tzw. formatu normandzkiego (FN), zmniejszenie roli największych krajów UE (w tym Niemiec) w polityce zagranicznej UE na rzecz mniejszych, w tym Polski.

Zaczęło się od wpadki z pomysłami na rozszerzenia FN.  Jeszcze za czasów B.Komorowskiego temat nie był wywoływany przez niego, bo przyczyny były zrozumiałe i oczywiste. Jesteśmy państwem zbyt małym i robiącym duży rwetes w Europie z powodu konfliktu Rosji i Ukrainy. Ponadto nie chcą nas w FN sami Ukraińcy. My mamy do wyboru dwie role w tym konflikcie: uspokajamy się i chcemy powiększyć grono FN lub jesteśmy europejskim harcownikiem, który chce zwrócić uwagę na politykę Rosji. Dwóch ról na raz grać się nie da, o czym prezydent Duda dobrze wie. Inna rzecz, że nie jesteśmy krajem bezpośrednio z konfliktem związanym (na naszym terenie nie ma działań zbrojnych, a wymiana handlowa z Ukrainą jest skromna). Jakby tez to przykro nie brzmiało, kraj którego PKB w PKB unijnym nie przekracza 3% nie może aspirować do roli głównego rozgrywającego.

Prezydent podał swoje pomysły na nowy skład FN, co natychmiast spotkało się z negatywną reakcją krajów biorących w nim udział, łącznie z Ukrainą. Pomysł na rozszerzenie obejmował kilka krajów, co czyniłoby FN klubem dyskusyjnym o wątpliwej skutecznej w porównaniu z obecną. Słusznie też zauważono, że prezydent Duda skoro już chciał by Polska była w FN, to dlaczego nie podał co chcielibyśmy tam robić, co ciekawego zaproponować. Argumentacja „bo jesteśmy ważni” jest kiepska. Inaczej mówiąc, chcąc wejść do FN musielibyśmy m.in. poważnie złagodzić ton naszych komunikatów wobec Rosji.

Zupełną nowością w języku A.Dudy są opinie o Niemczech i A.Merkel. W najnowszych przemówieniach i wypowiedziach dla prasy, prezydent zaskakiwał komplementami pod adresem Niemiec i samej kanclerz oraz jej polityki. Żadnej krytyki, a tylko komplementy, wyważone opinie i powtarzanie, że Niemcy to nasz strategiczny partner i że zależy nam na dobrej współpracy. Dla sympatyków PiS i prezydenta z czasów kampanii zapewne niezły szok. Chociaż… media prawicowe przekuły wizytę w sukces.

Ostatecznie para prezydencka dobrze się zaprezentowała, co uznano u nas niemal za sukces. Ale bardziej dlatego, że obawiano się popisów antyniemieckich a’la bracia Kaczyńscy. Tymczasem wyszła kontynuacja polityki dotychczasowej z gorętszym niż kiedyś zapewnieniem o zainteresowaniu niemiecką kulturą itd.

Na Niemcach para prezydencka też zrobiła dobre wrażenie. I dobrze. Ale głównie dlatego, że ocenę pary prezydenckiej zestawiono z ostrymi wypowiedziami polityków PiS i zapowiedziami A.Dudy z czasów kampanii. Na szczęście A.Duda i sam PiS swoje antyniemieckie pohukiwania rezerwują głównie dla własnego elektoratu w Polsce.

Nie najlepiej wyszła kwestia przejmowania uchodźców. Widać że nie mamy pomysłu i nie przejawiamy w tej kwestii solidarności europejskiej. Tu prezydent nie zaskoczył, bo brak pomysłu na kwestie imigrantów pokazywał już w czasie kampanii prezydenckiej. Tłumaczenie się ryzykiem wzrostu liczby uchodźców ukraińskich było trochę takim nieeleganckim wycieraniem sobie twarzy Ukraińcami.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.